Kiedy uczeń liceum idzie po raz pierwszy na studia (można iść też po raz nie-pierwszy, sam to zaliczyłem parę razy), może doznać szoku kulturowego. Można nie chodzić na wykłady! Ćwiczenia są co prawda obowiązkowe, ale za to prowadzący do każdego mówią per pan/pani! I wszędzie trzeba się podpisywać ;)
Student to Człowiek. Uczeń to po prostu dziecko.
I kiedy dzisiaj w wiadomościach pokazali taką jedną panią dyrektor, co w swoim gabinecie powiesiła hamak („bujaj się!”?), postawiła herbatkę dla odwiedzających uczniów i w ogóle urządziła tzw. „luz”, przypomniała mi się taka niedawna niewinna myśl, że może to by był ciekawy eksperyment społeczny, gdyby w szkołach wprowadzić standardy akademickie.
Uczeń też Człowiek?
Przypuszczam, że eksperyment taki skończyłby się albo wielkim sukcesem, albo kolosalną katastrofą ;) Dlatego raczej bym się nie podjął jego realizacji. Ale chyba wszystko jest lepsze niż podejście Giertycha: „jak oni nam tak, to my im przywalimy siedmiokroć mocniej”. Z drugiej strony dźwięczy mi w głowie pewna wypowiedź na blogu autora Dilberta: „Są poważne powody, dla których nie pozwala się wam robić dorosłych rzeczy (…). Wasze mózgi nie są dostatecznie rozwinięte, by pojąć te powody.”. Ale sądzę raczej, że diabeł tkwi w szczegółach.
[Powiedział taki jeden geek, co pewnie nigdy nie będzie miał dzieci ;)]