Ło bosz. Ale pierdolety. Wychodzimy z błędnego założenia i dalej jest tylko gorzej. To znaczy, początek jest obiecujący, szczególnie mi się podobały te przebitki z życia na sawannie, no i Pilou Asbæk wymiata w swoim epizodycznym epizodzie. Ale.
Coś jakoś szybko dokonała się ta jej transformacja. Budzi się, siada i już – zimna, wyrachowana i zupełnie niespeszona swoim nowo nabytym IQ rzędu 1000. Do tego jak na osobę tak zajebiście oświeconą wykazuje się zadziwiającą pogardą dla ludzkiego życia. Zastrzelić pacjenta na stole operacyjnym „bo i tak by umarł” („bo guz rozprzestrzenił się na drugą półkulę”) to jak rozdeptać mrówkę, a tymczasem z całą pewnością ma moc by tego guza usunąć samą siłą woli. Jedzie przez miasto miotając zastawiającymi drogę samochodami na lewo i prawo, niech się potrzaskają, a chuj, bo tak jest fajniej niż po ludzku podnieść i miękko odstawić obok. A przynajmniej wyłączyć silniki w ścigających pojazdach.
A my, społeczeństwo XXI wieku, zupełnie się tej wyrachowanej przemocy nie dziwimy. I nawet kibicujemy. A skoro już przy tym jestem to nie wiem jak mam interpretować te sceny z lubością pokazujące posągi wielkich myślicieli potrzaskane przez kule?
I jak na istotę tak zajebiście oświeconą wykazuje się zadziwiającym brakiem umiejętności przewidywania. Prawda, unieszkodliwiła Złych Ludzi, odebrała im walizkę, po czym ci sami Źli Ludzie zajechali bez najmniejszych kłopotów pod uniwersytet, gdzie Lucy postanowiła przemówić do mrówek, i wykosili bandę yntelygientów. A ona tylko „ty się tym zajmij, muszę się skupić”. Pff.
Na końcu Besson ostro pojechał Kubrickiem. W sensie że nie wiadomo o co i po co. Lucy natomiast zmienia się w Boga (Boginię?1) chociaż używa (rzekomo) tylko pięć razy więcej mózgu niż my, zwyklaki.
No i: dlaczego Źli Ludzie sami się nie nałykali tego niebieskiego proszku, tylko przemycają go nie wiadomo po co na drugi koniec świata? Czyżby bali się, że (jak stwierdza bodajże jedyna mądra kwestia) „to ignorancja jest źródłem chaosu, nie wiedza”?
Obejrzałem w sumie tylko dlatego, że jestem wielbicielem Scarlett Johansson (czy ona nie powinna być Johansdottir?) i przynajmniej ona mnie nie rozczarowała :) No ale dobra. Przedstawienie świetnie zrobione. Poczucie zażenowania nie przeszkodziło mi dotrwać do końca i nawet w miarę dobrze się bawić. Ale jeśli chodzi o upajanie się bezsensowną przemocą, nic nie przebije Hardcore Henry (wrażenia z którego nadal poniekąd mam zamiar spisać, ale nadal brak mi słów ;) )
1 Zauważyliście, że jak się o kimś powie że jest „bogiem” to mamy na myśli że jest taki mądry, podczas gdy jak się o kimś powie „bogini” to mamy na myśli że jest ładna?