Ach, ci idealiści…
Subject: Utopian candidate champions free love in Cyprus
…Czy też kandydaci na idealistów? W każdym razie: wolna miłość na Cyprze!! Oby tylko rzeczywiście nie okazało się to li tylko utopią…
Ach, ci idealiści…
Subject: Utopian candidate champions free love in Cyprus
…Czy też kandydaci na idealistów? W każdym razie: wolna miłość na Cyprze!! Oby tylko rzeczywiście nie okazało się to li tylko utopią…
„Badając to poczułem się jakbym wleciał za horyzont zdarzeń czarnej dziury” — powiedział Jezuch, dotarłszy do przyczyn pewnego dziwacznego zachowania się komponentu, nad którym pracował.
Niestety, nadal nie oddaje to najlepiej uczuć towarzyszących temu procesowi.
Jeden ze współpracowników ma dzwonek w telefonie, od którego mnie przechodzą ciarki: śmiech dziecka (przypuszczalnie jego własnego).
Trudno chyba o coś bardziej upiornego.
Ale może to wina skojarzeń z Alone In the Dark 2 (jeśli dobrze pamiętam) i Doom 3…
Nie pamiętam kto to wymyślił, skąd się wzięło i w ogóle, ale swego czasu pojawiło się u nas w domu pojęcie „wyszalni”, czyli pomieszczenia, w którm ludzie o nadmiarze energii (w oryginalnym pomyśle raczej nadpobudliwe dzieci) mogłyby się wyszaleć.
Ale bardziej istotne było to, że wszelkie urządzenia, na którym użytkownik się wyładowywał, miały być podłączone do prądnic i generować elektryczność. Ot, łączenie przyjemnego z pożytecznym [khe khe]…
Przypomniało mi się to, kiedy zobaczyłem tego niusa: „Green Gym Debuts, Powered by Exercisers”. Najpierw uderzyła mnie myśl „dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł??” i dopiero po chwili sobie uświadomiłem, że jednak wpadł. Tylko nikt nie wpadł na to, żeby jednak to zastosować w praktyce…
Wspomniałem wczoraj, że miałem w pracy coś nieco innego do roboty niż zwykle i że miałem okazję wykorzystać kopie zapasowe, robione własnoręcznie z braku odpowiedniej polityki na poziomie Firmy. Tylko że z kopiami zapasowymi też był problem.
Były zabezpieczone hasłem.
Skrypt je robiący oczywiście je zna, ale ja zapomniałem jakie ono jest mniej więcej dzień po jego wymyśleniu. Oczywiście mogłem wydobyć skrypt, a konkretnie plik konfiguracyjny, i je podejrzeć.
Niestety znajdował się on w kopii zapasowej.
Przyznaję, że to było bardzo dowcipne i nie czepiam się, że współpracownicy się nieźle z tego uśmiali. Sam się śmiałem.
Może mniej by mi było do śmiechu, gdyby nie to, że jednak po paru godzinach od wykrycia problemu sobie to hasło przypomniałem. To było uczucie w rodzaju: „To? Nie… Ale… Niemożliwe… Może jednak? Dlaczego miałbym pomyśleć akurat o tym? A dlaczego nie? Przecież to głupie… Ale o to przecież chodzi” skompresowane do kilkunastu milisekund. W sensie: intuicja mi mówi, że dzwoni we wszystkich okolicznych kościałach, a intelekt odpowiada, że przecież musiało to być w innym mieście.
Obserwacje i wnioski: należy słuchać intuicji.
Ale rzeczywiście, trochę to jednak nie pasowało do metodologii dobierania haseł, jaką stosuję w pracy. I tym razem je sobie zapisałem ;)
A Ty gdzie mokłaś/eś w długi łykęd?
Ja mokłem w Gdańsku, przez wszystkie trzy dni.
Było fajnie ;)
Piątek to taki dzień, że jak mi w drodze powrotnej autobus ucieknie, nawet nie tak bardzo sprzed nosa, to mogę go jeszcze złapać na następnym przystanku, nie wysilając się szczególnie i jeszcze robiąc sobie spacerek niezbyt szybkim krokiem i jeszcze odczekawszy dobre kilka minut. Może czasem mógłbym nawet złapać poprzedni…
Ale to na marginesie. Ponieważ dzisiejszy piątek okazał się również dniem, w którym dysk twardy roboczego laptopa postanowił się na mnie wypiąć. A śmiali się ze mnie, że robię kopie zapasowe!! Gorzej, że poszedł na to cały dzień (nawet jeśli sam dysk został wymieniony w rekordowym czasie przez naczelnego serwisanta w firmie, pana Rysia). Ale przynajmniej miałem pretekst żeby poczytać sobie pismo muzyczne i nie zrobić poza tym nic konkretnego ;) [Poza przywróceniem systemu do stanu prawie-idealnie-poprzeniego, ma się rozumieć]
Hello,
Tiffany Sanders (Tiff88) has just added you to his/her’s contact list.
To view Tiffany’s profile and accept the invitation please click here.
Wredne, wredne, wredne…
Okno wychodzące na wschód: zależnie od ceny domu, konieczności przeprowadzki etc.
Wstawanie o piątej rano: trochę ziewania i dyscypliny.
Płonące chmury, podświetlane na czerwono przez wstające słońce: bezcenne.
[A co robi Jezuch o piątej rano to temat na zupełnie inny wpis…]
Żal, że nie spojrzałem na zegar; ale biorąc pod uwagę, że było to mniej więcej prawie dokładnie 12 minut przed wyjściem (do pracy; chciałoby się dodać „oczywiście”), pewnie siedziałem przy komputerze i doczytywałem aktualności…