Po tym jak wczoraj wylałem całą żółć, dzisiaj być może powinienem napisać coś bardziej pozytywnego. Ale tylko trochę bardziej. A może nawet rozpocznę nowy cykl: bevspotting.
Dobra wiadomość jest taka, że penetracja rynku przez samochody w pełni elektryczne w Polsce nie wynosi 0,00000% tylko trochę więcej. Zła wiadomość jest taka, że sport ten nadal przypomina jako żywo wypatrywanie rzadkich gatunków ptaków z kryjówki w dzikiej głuszy. Niemniej udało mi się kilka „ustrzelić” nawet bez próbowania.
Jakoś ponad rok temu
- Nissan Leaf – chyba pierwszy na jaki zwróciłem uwagę; stałem sobie na światłach na ścieżce rowerowej i nagle wydało mi się że obok przejeżdża odkurzacz.
Jakoś w zeszłym roku
- Tesla Model X – na trochę już przykurzonym, ale nadal będącym ostoją snobów osiedlu Mokotów Marina.
- BMW i3 – totalnie mnie zaskoczył kiedy sobie spacerowałem po skarpie na wysokości Mototowa; niedawno zaś ponownie na kompletnym zadupiu zadupia (byłoby zabawnie gdyby to był ten sam egzemplarz ;) ); a generalnie ostatnio znacznie częściej dzięki Innogy.
Jakoś w tym roku
- BMW i8 – na moim własnym osiedlu! (no dobra, to nie BEV, tylko sportowa hybryda, ale blisko)
- Hyundai Kona – dzisiaj, w samym centrum, co mnie zainspirowało do napisania niniejszego wpisu, chociaż nie byłem w stanie w 100% stwierdzić czy to jest wersja elektryczna (rury wydechowej nie stwierdzono w każdym razie); jak na ironię jechał tuż za jakimś szpan-wozem polakierowanym na żarówiasty żółto-zielonkawy kolor – nie wiem co to było i nie obchodzi mnie to, bo pierdział i śmierdział, a dla takich mam tylko najgłębszą pogardę (zwłaszcza jeśli robią z siebie pajaca).
I tyle.
(Więcej nie pamiętam.) Niedużo, prawda? Przyznaję, że się nie rozglądałem celowo za nimi, ale powalająca ta lista nie jest. W każdym razie chciałem pogratulować tym wszystkim odważnym, odpowiedzialnym ludziom z otwartymi umysłami, którzy się nie boją totalnego braku infrastruktury. Brawo!