Czyżby niepiśmienny kolega miał rację?

Mniej więcej dziesięć lat temu, na pewnej grupie dyskusyjnej, był sobie koleś, który twierdził, że zupełnie go nie obchodzi o czym są słuchane przez niego piosenki. Tekst jest o tyle dobry o ile wokalist(k)a go dobrze zaśpiewa. Linia melodyczna i te sprawy.

Oburzaliśmy się. Irytowaliśmy się. Śmialiśmy się (z jego głupoty).

Minęło mniej więcej dziesięć lat i okazuje się, że słucham takich zespołów jak Oranssi Pazuzu i Indica (a przynajmniej zanim zrobili… yyyy, zrobiły anglojęzyczny skok na kasę) – w przypadku pierwszego między innymi, a w przypadku drugiego przede wszystkim dlatego, że nie znam fińskiego i nie rozumiem ani słowa z tego, co tam śpiewają.

Powinienem się oburzać. Powinienem się irytować. Powinienem się śmiać (ze swojej głupoty).

A tymczasem to draństwo mi się podoba.

[A nawet jak wszystko rozumiem – a właściwie: jak rozumiem wszystkie słowa – to kiedy się zainteresuję tekstem, zazwyczaj zauważam, że utwór przestaje mi się aż tak podobać. Tak że coraz rzadziej się interesuję tekstami…]

11 uwag do wpisu “Czyżby niepiśmienny kolega miał rację?

  1. Ja się z niepiśmiennym kolegą jak najbardziej zgadzam. Nigdy nie interesowały mnie teksty piosenek, a do paru lat słucham głównie muzyki w której w ogóle nie ma wokalu.

    Polubienie

  2. Ja również zgadzam się z niepiśmiennym kolegą. Jeśli by spojrzeć na sprawę szerzej, czy w dzieciństwie nie rajcowaliśmy się piosenkami w językach jakich nie znaliśmy?

    Polubienie

  3. Zależy od piosenki.
    Kazik Staszewski nie umie śpiewać. A kocham jego twórczość. Chociaż ostatnio jakby mniej. (Mówię o ostatnich albumach, nie latach ;))

    Polubienie

  4. Dla każdego coś miłego ;) Ja jakoś też głównie na efekt muzyczny patrzę. Choć też cenię słowa w niektórych piosenkach u niektórych wykonawców. Jacek Kaczmarski, Jan Kaczmarek, kiedyś Kazika, Teraz bardziej Lao Che ;)

    Kiedyś miałem fazę na Świetliki i w jakimś wywiadzie Świetlicki powiedział, że wiersze (czyli jeszcze nie piosenka¹) muszą dla niego *brzmieć*. I tu się z nim zgadzam, jeżeli wiersze muszą przede wszystkim brzmieć, to piosenki tym bardziej ;)

    Do nauki kiedyś włączałem sobie muzykę po angielsku – jako język dla mnie obcy (mimo, że jak bym się wsłuchał to dużo rozumialem) mnie nie rozpraszał, nie wsłuchiwałem się mimowolnie, tak jak w polskie teksty.

    Żona mnie już dziesiątki razy zadziwiała, gdy ja sobie nucę jakąś pisenkę, albo słucham, po polsku czy angielsku a ona nagle parska śmiechem czy coś, bo ona jakoś chyba zawsze słucha tekstów – dziwny typ ;)

    Oczywiście jeżeli utwór dobrze brzmi, a do tego ma świetny tekst, to nie jest to oczywiście wadą a plusem na jego korzyść. W tej kategorii dla mnie króluje Lao Che, cwaniaki mają tak przemyślane teksty, tylowarstwowe, komiczno-sensowne, że mi czacha się na nich przegrzewa aż miło :)

    Polubienie

  5. Ja generalnie też się z niepismiennym kolegą zgadzam. Inaczej musiałbym się ograniczać do piosenek w językach, które znam, a tak mogę sobie spokojnie słuchać hiszpańskich, węgierskich, estońskich i innej egzotyki

    Polubienie

  6. Właściwie to nie chodzi o to, żeby słuchać wyłącznie piosenek, których tekst się rozumie, tylko o kompletny brak poszanowania dla tego, co artysta chciał przekazać. Częściowo moje rozczarowanie tekstami wynika z tego, że artysta – muzyk – może i chce przekazać czasem coś ważnego, ale przeważnie wychodzi mu tak, że mi ręce opadają ;) Zwłaszcza jeśli muszą, po prostu muszą, wymęczyć te jakieś 10 tekstów tu i teraz, bo inaczej nie będzie płyty. Niech już muzyk zajmuje się muzyką. Owszem, czasem dla muzyków teksty pisze mniej lub bardziej profesjonalny tekściarz i wtedy jest dobrze. Albo może być dobrze. Bywa dobrze. Ale taki układ to jednak rzadkość. Inna sprawa, o której wolałem nie wspominać, żeby nie wyjść na pseudointelektualnego dyletanta ;) to spostrzeżenie, że za dawnych czasów muzyk "poważna", czyli ta, która szczyciła się mianem sztuki, była w zasadzie wyłącznie instrumentalna. Jeśli nie była (chór, opera, etc.), to i tak głos był tylko jednym z instrumentów (czasem jedynym). Libretto pisał kto inny i można było się nim nie interesować wcale. Tymczasem połączenie muzyki i tekstu to "piosenka". Coś, co tłuszcza robi podczas alkoholowych libacji. Coś, co robi Bob Dylan, żeby jego teksty usłyszała jak największa ilość ludzi. Coś co robią popularni w kawiarniach piosenkarze, podśpiewujący coś do jakiejś tam melodii. Coś, co robili The Beatles zanim snoby przyznały, że ich twórczość spełnia znamiona sztuki. Sęk w tym, że jest w mojej notce jedno nieme założenie, że mówię właśnie o piosenkach, bo to mamy przeważnie na myśli mówiąc "muzyka"… No a przynajmniej ja.

    To na razie tyle ;) Może jeszcze w przyszłości będę się kompromitował na ten temat ;)

    Polubienie

  7. No przecież rozumienie tekstu śpiewanego w przypadku anglojęzycznej papki nadawanej w radiu bywa przekleństwem, przykład to utwór "I Gotta Feeling" Black Eyed Peas. Jak to rozumiesz to się załamać można. Dlatego bardzo fajnie słucha się muzyki nieznanych ale melodyjnych językach :)

    Polubienie

Dodaj komentarz