Fiasko, więc krzyczę w Mysantropolis: Ewidentnie Fiasko wraca do korzeni So I Scream. Może jest nie tak szybko jak wtedy, ale ciężko jak 16-tonowy odważnik, wściekle – i dużo, dużo lepiej brzmi to po polsku…
Wolves Among the Frenchmen: Niedawno miałem tutaj całkowicie francuski odcinek „spostrzeżeń”, ale okazuje się, że to nie koniec, bo objawił mi się kolejny zespół z tego kraju słynącego z żab w potrawce, czyli Svart Crown, cokolwiek ta nazwa znaczy.
Nóż mistrzów: Tym razem Oranssi Pazuzu naprawdę mocno pojechali w psychodelię. Nauczony doświadczeniem nie wysuwam przedwczesnych wniosków, ale póki co jeszcze nie wiem czy to mnie przekonuje ;) (BTW: Tytuł płyty dosłownie znaczy „Nóż mistrza”, to nie żaden kalambur. Tym razem wam się upiekło.)
Carnivore Count: Nie znam się na rapie, a kiedyś wręcz strasznie nie lubiłem (jak wielu przechodziłem wówczas okres młodocianej nietolerancji, kiedy młody i głupi ja szukał swojej tożsamości i błędnie myślał że oznacza to posiadanie osobistego wroga – jak w tym dowcipie, że brytyjski gentleman ma jeden pub do którego chodzi, i jeden do którego nie chodzi). Ale doceniam szczerość przekazu, przynajmniej kiedy mamy do czynienia z autentycznym rapem, takim jakim był od początku i z założenia, a nie tymi palantami, dla których narkotyki, imprezy i seks to cały świat. Autentyczny rap to szczery i nie przebierający w słowach bunt i pod tym względem na dużo wspólnego z metalem. Określenie „protest song” nie ma racji bytu kiedy protest jest raison d’être całego stylu. Cieszę się więc że istnieje Body Count, który żeni to z ciężkimi gitarami i łupnięciem równie mocnym co słowa.
Co się kryje pod połykaniem królika w całości?: Bardzo dużo fajnych rzeczy. Istny huragan fajności. 🤘🤘🤘🤘
3 uwagi do wpisu “Kilka spostrzeżeń muzycznych, w których Francja rośnie w siłę, a ja skracam formę”